BLOOD RUNS COLD (2011)
reż. Sonny Laguna; scen. Sonny Laguna, David Liljeblad, Tommy Wiklund
kraj produkcji: Szwecja
Nigdy nie słyszałem o horrorach ze Szwecji (no chyba, że kraj był współproducentem jak np. w przypadku nowej Kobiety w czerni), więc z czystej ciekawości sięgnąłem bo film Sonny'ego Laguny, który nie dość, że dopiero co zaczął zabawę w film, to chyba nie za bardzo wie o co w tym chodzi, bo Blood Runs Cold to taka kaszana, że aż wstyd pokazywać to światu.
Młoda piosenkarka, Winona, po nagraniu dosyć dobrej płyty postanawia wypocząć w swoich rodzinnych stronach. Manager wynajmuje jej domek, w którym dziewczyna ma spędzić dwa tygodnie. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że apartament jest w dosyć opłakanym stanie. Podczas strojenia gitary zaczyna słyszeć na piętrze niepokojące ją dźwięki. Wybiera się na drinka do baru. Spotyka tam przypadkiem swojego byłego chłopaka i jego przyjaciół. Zaprasza ich do siebie, aby dłużej porozmawiać. Okazuje się potem, że kumple nie mają gdzie przenocować więc wszyscy zostają u niej na noc. Przyjaciel byłego chłopaka Winony budzi się, ponieważ słyszy coś w okolicy. Podczas sprawdzania czy nikogo obcego nie ma w domu nagle wyskakuje na niego dziwny człowiek z toporem w ręku i go zabija, wtedy budzi się jego dziewczyna, która też zostaje zamordowana z rąk zabójcy...
Jak widać, fabuła nie wnosi nic nowego. Ot dziewczyna przyjeżdża do domku, przychodzą do niej kumple i morderca zabija. Na plus zasługują fajne ujęcia kamer i zimowa sceneria, lecz pozostała reszta to jedno wielkie nieporozumienie. Najbardziej rozbawiła mnie scena, gdzie Winona zawozi przyjaciół do swojego domku, lecz podczas jazdy samochodem drzewa za oknem stoją w miejscu. No porażka na całej linii. O strachu w filmie nie ma co mówić, bo nikt tutaj nie będzie zaskoczony ani przerażony. Co do mordów to też jakieś za specjalne nie są, a ilość krwi i flaków jest mała. Grę aktorów pozostawię bez komentarza. Film na szczęście trwa tylko siedemdziesiąt cztery minuty, z czego przez pierwsze czterdzieści nic się nie dzieje, a pozostała część filmu to proste zabójstwa mordercy, których ilość można policzyć na palcach jednej ręki. Zakończenie jest tak przewidywalne, że 99% czytających tą recenzje już wie jakie będzie. Odradzam, nie polecam, unikajcie bardziej niż ognia, omijajcie szerokim łukiem. Blood Runs Cold to film tylko i wyłącznie dla masochistów i samobójców.
Jak widać, fabuła nie wnosi nic nowego. Ot dziewczyna przyjeżdża do domku, przychodzą do niej kumple i morderca zabija. Na plus zasługują fajne ujęcia kamer i zimowa sceneria, lecz pozostała reszta to jedno wielkie nieporozumienie. Najbardziej rozbawiła mnie scena, gdzie Winona zawozi przyjaciół do swojego domku, lecz podczas jazdy samochodem drzewa za oknem stoją w miejscu. No porażka na całej linii. O strachu w filmie nie ma co mówić, bo nikt tutaj nie będzie zaskoczony ani przerażony. Co do mordów to też jakieś za specjalne nie są, a ilość krwi i flaków jest mała. Grę aktorów pozostawię bez komentarza. Film na szczęście trwa tylko siedemdziesiąt cztery minuty, z czego przez pierwsze czterdzieści nic się nie dzieje, a pozostała część filmu to proste zabójstwa mordercy, których ilość można policzyć na palcach jednej ręki. Zakończenie jest tak przewidywalne, że 99% czytających tą recenzje już wie jakie będzie. Odradzam, nie polecam, unikajcie bardziej niż ognia, omijajcie szerokim łukiem. Blood Runs Cold to film tylko i wyłącznie dla masochistów i samobójców.
SCREENY
TRAILER
OCENA
2/10
Hehe rzeczywiście ostatnio wykazujemy się ciekawą synchronizacją zamieszczanych recek:) Masz rację, ten film to kompletny gniot, których niestety całkiem sporo w tym gatunku. Z uwagi na to, że lubię horrory niskobudżetowe miałam nadzieję na chociaż średni seans, a w efekcie dostałam jeden z najgorszych slasherów, jaki dane mi było zobaczyć, niestety:/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!