Blogger Tips and TricksLatest Tips For BloggersBlogger Tricks

wtorek, 29 października 2013

Terror w pociągu (1980)


TERROR TRAIN / TERROR W POCIĄGU (1980)
reż. Roger Spottiswoode; scen. T.Y. Drake, Daniel Grodnik
kraj produkcji: Kanada, USA

Jamie Lee Curtis poleciała z prądem. W 1978 legendarny Halloween, a w 1980 Mgła, Bal maturalny i dziś omawiany Terror w pociągu. Co najciekawsze występuje tu również David Copperfield, znany na całym świecie iluzjonista. 

Pewnego sylwestra grupka studentów robi kawał swojemu koledze. Mówią mu, że umówili go z cudowną dziewczyną, aby razem pobaraszkowali w łóżku, lecz tak na prawdę w łóżku chłopak zastaje trupa z odciętymi kończynami. Po tym incydencie trafia do szpitala psychiatrycznego. Kilka lat po tym incydencie te same osoby wybierają się na imprezkę w pociągu. Jest to bal kostiumowy z okazji zakończenia szkoły. Jeden z nich ginie niezauważony na peronie. Morderca zabiera jego przebranie i wchodzi do pociągu by zyskać kolejne ofiary. Studenci nie wiedzą, że dla części z nich będzie to ostatnia przejażdżka w życiu...

Co jak co, ale filmów z akcją w pociągu nie ma jakoś dużo i z ciekawości sięgnąłem po tą produkcje. Do tego dochodzi tu Jamie Lee Curtis, która rozwaliła mnie w Halloween. Na początku napaliłem się na coś dobrego, że będą fajerwerki, klimacik i groza. Po pierwszych piętnastu minutach się przeliczyłem. Typowy slasherek z dawnych lat, gdzie mordercy nikt nie widzi, ten atakuje z zaskoczenia a potem jest krwawo, źle i niedobrze. Ciekawe dopiero się robi pod koniec filmu i myślę, że dla zakończenia warto dotrwać do końca, bo robi wrażenie, chociaż nie zaskakuje.

Ogromnym zaskoczeniem był udział Davida Copperfielda, który na ekranie czynił magiczne sztuczki. Nie wiem po co to komu było do szczęścia potrzebne. Taka zapchaj dziura. Krwi w filmie jest całkiem sporo, morderstwa nie są wyszukane, lecz ogląda się to dobrze. 

Terror w pociągu to średniak. Typowy horror niższej klasy jakich w po sukcesie Halloween było sporo. Jedynie uroku dodaje tu Jamie Lee Curtis, którą się dobrze ogląda w takich rolach. Fanom old schoolowych slasherów się spodoba. Reszta będzie kręcić nosem.

SCREENY




TRAILER


OCENA
5/10

poniedziałek, 28 października 2013

Ocean na końcu drogi (2013)


OCEAN NA KOŃCU DROGI / THE OCEAN AT THE END OF LANE (2013)
autor: Neil Gaiman

Nie znam Neila Gaimana, nic z jego twórczości. Sięgnąłem po tą książkę tylko dlatego, że urzekła mnie okładka w komiksowym stylu, przepełniona jakąś aurą tajemniczości. Jest to rzekomo powieść fantasy, lecz z elementami grozy, także postanowiłem dać jej szanse i nie zawiodłem się.

Nasz bohater to czterdziestoletni mężczyzna, który po kilku latach postanawia wrócić w swoje rodzinne strony. Zaczyna wspominać swoje życie od czasu jak miał siedem lat. Wtedy lokator w domu jego rodziców popełnił samobójstwo i uaktywnił mroczne siły z innego świata. Jedynymi osobami, które potrafią mu pomóc w walce ze złem to trzy kobiety z farmy milę od jego domu...

Jest baśniowo, strasznie baśniowo, ale czy można to potraktować jako wadę? Książka wciąga strasznie i nie sposób się od niej oderwać. Gaiman używa niezbyt skomplikowanego języka, przedstawia wszystko w prosty i dosadny sposób. Przedstawiony świat rzeczywisty miesza się z fantastycznym, a klimacik potęgują różne stwory, które na swojej drodze spotyka nasz mały bohater. Wątków grozy jest strasznie mało, ale uwagę przykuwa sama główna postać i jego przygody.

Książka nie jest długa, bo tylko ponad dwieście stron, ale jest za to ślicznie wydana. Twarda oprawa i przecudowna okładka sprawia, że chętnie czytelnik po nią sięgnie. Autor osiągnął idealny kompromis kategorii wiekowej bo jestem przekonany, że odnajdą się w niej zarówno młodsi czytelnicy, jak i starsi wyjadacze. 

Ciężko stwierdzić teraz czy mogę ją polecić fanom horroru. Nie ma tu typowej grozy, jedynie elementy podskórne i trochę upiorów, które nie straszą. Jednak według mojej opinii jest to dobra książka fantasy w mrocznym klimacie i powinna się fanatikom spodobać.

OCENA
7/10

Za książkę dziękuje wydawnictwu:


niedziela, 27 października 2013

Alucarda (1978)


ALUCARDA / PIEKŁO (1978)
reż. Juan Lopez Moctezuma, scen. Alexis Arroyo, Juan Lopes Moctezuma
kraj produkcji: Meksyk

Rzadko się zdarza wygrzebać jakąś starą produkcje z Meksyku. Pierwsze co mnie pokusiło to przede wszystkim to, że film jest o opętaniach, znajdziemy w nim dużo nagości i do tego jest to film z gatunku nunsploitation, który lubię.

Justine traci oboje rodziców, przez co trafia do zakonu, w którym opiekują się sierotami. Szybko zaprzyjaźnia się z Alucardą. Dziewczyny dobrze się dogadują i pewnego dnia wyruszają na wyprawę gdzie spotykają tajemniczego człowieka, przez którego znajdują opuszczony budynek z trumnami w środku. Koleżanki zawierają ze sobą pakt przypieczętowany krwią, że będą się przyjaźnić całe życie. Po tym wydarzeniu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Alucarda zaczyna wychwalać Szatana i inne demony, aż pewnej nocy zjawia się w klasztorze znów ten sam tajemniczy człowiek i sprzedaje dusze dziewczyn diabłu...

Fabularnie nie jest może odkrywczo, ale ten temat jakoś zawsze mi się podobał. Opętania, okultyzm i klasztory zawsze mi się przyjemnie ogląda. Historia jest przedstawiona w dobry sposób i wciąga. Aktorsko zdecydowanie najlepiej sprawdza się aktorka, która gra Alucardę czyli Tina Romero. Ma charyzmę i potrafi przyciągnąć do siebie widza. Nie obeszłoby się również bez nagich scen z dziewczętami. Powiem tak - męska część widowni będzie zadowolona. Mamy również pokazane różne rytuały, zbiorowe orgie, egzorcyzmy, co jest na pewno plusem tego filmu. Kuleją natomiast strasznie efekty specjalne, ale to pewnie wina budżetu, bo jednak mimo wszystko jest to kino klasy B. 

Film mimo sporego upływu lat ogląda się przyjemnie. Nie ma żadnych nużących momentów ani takich, że chcielibyśmy wyłączyć film. Odkrywczy również nie jest i ci co oglądali kilka tytułów w podobnym klimacie niczym się nie zaskoczą. Jednak jeżeli nie macie pomysłu na żaden seans i chcecie na prawdę dobre kino z niższej półki to polecam Alucardę.

SCREENY




TRAILER


OCENA
6/10

czwartek, 24 października 2013

Dino Crisis (1999)


DINO CRISIS (1999)
wydawca: Capcom
platformy: PSX, PC, Dreamcast

1999 był dobrym rokiem pod względem gier w klimacie horror. Dostaliśmy wtedy trzy mocne pozycje. Najpierw 31 stycznia (w dzień moich urodzin) został wydany Silent Hill, 18 lutego trzecia część Resident Evil, a ostatniego sierpnia przyszło nam poznać Dino Crisis.

Fabuła pierwszej części nie jest oryginalna. W 2009 roku agent Tom zostaje wysłany na wyspę w celu infiltracji jej. Znajduje tam doktora Kirka, który prowadzi badania nad tajnym źródłem energii. Organizacja S.O.R.T. wysyła na wyspę swój najlepszy oddział aby schwytać naukowca. Podczas lądowania jeden z agentów zostaje pożarty przez Tyranosaura Rexa. Helikopter również zostaje zniszczony. Zespół musi teraz walczyć o przetrwanie...

Główną bohaterką jest tutaj czerwonowłosa Regina. Od razu miałem zaciesz na twarzy, że sterujemy kobietką, bo jakoś tak przyjemnie się gra. Całość rozgrywki mało różni się od Resident Evil, chociaż jak dla mnie jest ciężej i bardziej survivalowo. Na normalnym poziomie trudności brakuje często apteczek i amunicji, przez co każdy ruch musi być dobrze rozplanowany. Do tego dochodzi klaustrofobiczny klimat ciasnych korytarzy, a mroku dodaje panująca noc. Gadów nie ma za dużo, ale są strasznie wytrzymałe i potrafią narobić problemu. Do tego często musimy główkować nad zagadkami i krążyć po bazie w poszukiwaniu różnego rodzaju haseł czy kart. Sterowanie nie zaskoczy nikogo, kto przerobił trochę horrorów na PSX, bo nie różni się prawie wcale od Residentów. 

Do dyspozycji z broni mamy pistolet, shotguna, granatnik i różnego rodzaju amunicje. Pukawki da się ulepszać, lecz mimo wszystko za dużo ich nie używamy. Mamy też różne apteczki i inne poprawiacze zdrowia, które ratują życie w najgorszych momentach. Zawsze jest ich za mało, tak jak i naboi, dlatego czasem lepiej uciekać niż się bawić w zabijanie.

Gra przede wszystkim stawia na ciężki klimat. Sam Capcom określił ją jako "panic horror" i muszę się z nimi zdecydowanie zgodzić. Jest ciężko, beznadziejnie i mrocznie. Prawdziwy survival i gra jedyna w swoim rodzaju. Jeśli macie kilka wolnych godzin odpalcie szaraka, albo PC (wątpię aby ktoś miał Dreamcasta), a na pewno nie pożałujecie.

SCREENY




TRAILER


OCENA
9/10

środa, 23 października 2013

Phantasmagoria (1995)


PHANTASMAGORIA (1995)
wydawca: Sierra
platformy: PC, Sega Saturn

Gra specyficzna i jedyna w swoim rodzaju. Jest to interaktywny film w klimacie horroru, a jednocześnie gra z gatunku point and click, czyli klikamy gdzie postać ma iść. Ukazała się w rekordowej ilości płyt - na PC 7 sztuk, na Segę Saturn aż na 8. Skoro zawiera tyle danych to musi być dobrze.

Adrienne i Donald kupili XIX wieczny dworek, który należał do słynnego magika Zoltana Carnovascha. Ów człowiek zajmował się czarną magią i jeden z duchów zmusił go do zabicia swoich pięciu żon. Nasza bohaterka na początku gry uwalnia demona, który jest zamknięty w skrzyni w kaplicy. Duch wstępuje w Dona, któremu zaczyna odbijać. Robi się opryskliwy, brutalny, aż ostatecznie planuje ją zabić...

Fabularnie jest konkretnie, historia strasznie wciąga. Również rozrywka przebiega interesująco. Niby to tylko point and click, ale postacie są żywe, gdyż wszystkie sceny były nagrywane za pomocą BlueBoxa, czyli żywi aktorzy są wklejeni w sztuczne tła. Do tego od czasu do czasu pojawiają się normalne filmy, gdzie gracz czuje się jakby serio oglądał jakąś produkcje klasy B. 

Gra jest podzielona na 7 rozdziałów, z czego te pierwsze są mówiąc dosadnie nudne. Chodzimy Adrienną po ogromnym dworku, rozmawiamy z ludźmi w mieście, zbieramy różne przedmioty. Dopiero zaczyna się dziać coś ciekawego, gdy duch opętuje Dona w zaawansowanym stadium. Możemy zobaczyć tu scenę gwałtu, kilka brutalnych flashbacków z czasów jak mieszkał tu jeszcze Zoltan. Obowiązkowe dla fanów grozy jest przerobienie ostatnich 3 rozdziałów, gdyż nie zawiodą się.

Całość nie jest zbyt długa i wystarczą ze 4 godziny aby ukończyć rozgrywkę. Według mnie warto mimo iż się gra postarzała, gdyż później już nie było takich cudeniek jak interaktywne filmy przepełnione horrorem i gore.

SCREENY




TRAILER



OCENA
6/10

wtorek, 22 października 2013

Osiem (2011)


OSIEM (2011)
autor: Krzysztof Maciejewski

Krzysztof Maciejewski to twórca opowiadań w tematyce science fiction/horror. Zadebiutował w zbiorze opowiadań "City 1. Antologia polskich opowiadań grozy" w 2009 roku. Był wyróżniony w konkursie Gildia Horroru za swoje opowiadania. Dziś na warsztat wezmę jego zbiorek o tytule "Osiem".

Zaczynamy od "Liczb przeznaczenia". Bohaterem jest człowiek, który za pomocą liczb próbuje sprostać karze śmierci. Opowiadanie mocno w klimacie science fiction, lecz przyzwoicie napisane. Nie porywa do końca, ale trafne na rozpoczęcie zbioru. Następne jest "Potwór i drzewo", gdzie czytamy listy, które wymieniają między sobą te dwa stworzenia. Tu już mamy mroczniejszą atmosferę i ciekawie budujące napięcie. Autor wstrzelił się w mistyczny klimat porozumiewania się istot z dwóch różnych światów. Jak dla mnie miodzio. "Autobusy marzeń" przenoszą nas w bardziej kryminalny klimat. Opowiada o mordercy który piszę książkę o postaci, której nikt nie pamięta i z biegiem wydarzeń czytelnik rozumie, że to powieść o nim. Psychodeliczny akcent dodaje uroku. Również dobre opowiadanie. "Niebiańska smycz" jest o akolicie, który pracuje nad wiarą ludzi. Dzięki radom Zeusa podnosi sobie statystyki, lecz Bogowi się to nie podoba. Krótkie, treściwe, lecz niezbyt porywające opowiadanie. Kolejne to "Śmierć Offelii", które jest o kobiecie, której zabijają ukochanego. Przytłaczająca atmosfera, nietuzinkowa fabuła. Jak na krótką formę całkiem zacnie wyszło. "Ulica portretów" opowiada o człowieku, który wyjeżdża na urlop, lecz nie wie jak dojechać do danego miejsca. Przechodnie mu nie udzielają konkretnych informacji. Jak dla mnie najlepsze opowiadanie w zbiorze, ze względu na psychodeliczny klimat. "Demon na Grani" jest o ludziach, którzy giną na wycieczkach w nieokreślony sposób. Też całkiem konkretne, lecz nie miażdży zbytnio. Na koniec mamy "Tożsamość wiatru", którą według mnie warto potraktować jako monolog miłosny niż coś w klimacie horroru.

Ogólnie rzecz biorąc jest całkiem przyzwoicie. Krzysztof Maciejewski ma swój specyficzny styl pisania i opowiadania, którego wcześniej u żadnego pisarza nie doświadczyłem. Jego opowieści mają jakąś mistyczną aurę owianą mgłą i przyjemnie się to czyta, chociaż opowiadania prezentują nierówny poziom. Jeżeli jeszcze nie znacie autora to zaznajomcie się z tą pozycją, gdyż zdecydowanie miło umili Wam wieczór.

OCENA
7/10

Za książkę dziękuje wydawnictwu:




poniedziałek, 21 października 2013

Dino Crisis 2 (2000)


DINO CRISIS 2 (2000)
wydawca: Capcom
platformy: PSX, PC

W dwutysięcznym roku ukazała się kontynuacja Dino Crisis - horrorka, gdzie głównym motywem jest walka z dinozaurami. Grze zarzucano wtórność Resident Evil, lecz twórcy w drugiej części zrobili z gry bardziej strzelaninę niż grę na klimat. Fani PC musieli poczekać na konwersję aż do 2003 roku. 

Głównymi bohaterami są Dylan i Regina, a akcja toczy się niedaleko po zakończeniu części pierwszej. Naukowcy dalej walczą nad 3rd Energy, a nasz oddział zostaje wysłany im na ratunek. Wszyscy giną, z walki bez szwanku wychodzi tylko dwójka, którymi będziemy mogli sterować. 

Gra przede wszystkim stawia na dobrą akcję, a nie klimat. Eliminujemy gady szerokim wachlarzem broni, które kupujemy za punkty zdobyte przez eksterminacje stworzeń. Kamera w grze jest taka jak w większości survivali czyli w zależności od miejsca mamy rzut obrazu. Dodaje to horrorowego smaczku, bo nie wiadomo co czai się sekwencję dalej. 

Nasi bohaterowie różnią się od siebie tym, że mają inne bronie, inne lokacje do przejścia, lecz mimo wszystko Regina jest moim faworytem (słabość do kobiet, tak jak w RE wolę grać Jill). Dobre rozwiązanie było w tym, że zależy w jakim etapie jesteśmy to inną postacią sterujemy. W grze zwiedzamy wiele lokacji. Mamy zarówno dżungle, miasto, jaskinie, etapy podwodne czy reaktor jądrowy. Muzyka robi odpowiedni klimat (pod wodą mistrzostwo) i bezgranicznie wciąga.

Jedynym mankamentem jest długość. Świeżaki mogą ukończyć grę bez problemu w mniej niż trzy godziny, lecz po ukończeniu dostajemy bonusowe gadżety jak np. nielimitowana ilość amunicji czy tryb Dino Collosem, gdzie zabijamy dinozaury na arenie, albo Dino Duel, który odblokowuje się po dwukrotnym ukończeniu, który jest podobny do kultowego Tekkena.

Podsumowując - Dino Crisis 2 traktuje strasznie z sentymentem, gdyż kilka lat temu zawaliłem nie jedną noc eliminując gady, lecz teraz patrzę na to troszkę inaczej. Mamy dobrą akcje, ale fabuła nie jest mocna, horroru za dużo też tu nie uświadczymy. Mimo tego w ogólnym rozrachunku jest to bardzo dobra gra, która spodoba się fanom takich klasyków jak Resident Evil czy Parasite Eve.

SCREENY




TRAILER


OCENA
8/10

czwartek, 17 października 2013

Władca lalek 9: Oś zła (2010)


PUPPET MASTER 9: AXIS OF EVIL / WŁADCA LALEK 9: OŚ ZŁA (2010)
reż. David DeCoteau; scen. August White
kraj produkcji: USA

Pierwsza moja myśl, gdy zobaczyłem, że wyszła dziewiąta część Władcy lalek zadałem sobie pytanie - ile jeszcze? Temat wydawał się już wyczerpany, przeczesany wzdłuż i wszerz. Były już sequele, prequele i inne wybujałe fantazje na temat tego filmu, lecz autorzy nie spoczęli i przygotowali nam kolejną część.

Akcja rozpoczyna się jeszcze przed samobójstwem Toulona. Młody chłopak, kaleka, przyjaźni się z mistrzem marionetek. Gdy ten zabija się przejmuje po nim mordercze lalki. Chłopak chce wyjechać na wojnę, lecz nie może z powodu kalectwa. Jego dziewczyna pracuje w fabryce, gdzie zatrudnia się pod przykrywką jeden z nazistów. Bohater śledzi go do jego kryjówki w Chinatown, gdzie wraz z japońską przywódczyni knują plan wysadzenia składu sekretnego składniku amerykanów do użycia podczas wojny. Chłopak wraz z lalkami chce mu przeszkodzić...

Pierwsze co jest największą porażką tego filmu - brak tu horroru! Już po trzeciej części można było to zauważyć i myślałem, że po tylu latach przerwy uda im się coś wykrzesać z tej historii, jednak jest źle. Aktorstwo jest słabe, fabuła jest słaba, muzyka jako tako daje rade. Jedyne czego nie spierdzielili to to, że są tu klasyczne lalki w klasycznym wyglądzie. Co prawda animacje są lepsze, ale niestety nawet i to nie uratuje tego słabego filmu.

Wszystko toczy się podczas drugiej wojny światowej. Mimo tego, że twórcy chyba niezbyt znają historie to ciekawie, że powrócili do tego motywu. Gdyby tylko to wszystko rozegrać inaczej... Fani będą zawiedzeni, inni niech omijają z daleka.

SCREENY




OCENA
3/10

środa, 16 października 2013

Odd Thomas: Diabelski pakt (2008)


ODD THOMAS: DIABELSKI PAKT / IN ODD WE TRUST (2008)
scen. Dean Koontz i Queenie Chan, rys. Queenie Chan

Dean Koontz to jeden z bardziej szanowanych i znanych pisarzy horrorów i thrillerów. Sławę przyniosła mu książka Szepty wydana w 1980 roku. W naszym kraju cieszy się w miarę dobrą sławą i w 2013 roku wydawnictwo SQN wydało jeden z jego komiksów z 2008 roku.

Główny bohater, Odd Thomas, jest kucharzem w knajpie. Posiada również zdolność widzenia duchów, a w jego domu mieszka sam Elvis Presley. W mieście Pico Mundo pojawia się morderca, który zabija siedmioletniego chłopca. Policja zgłasza się do Odda by użył swoich mocy aby schwytać złoczyńcę. Po krótkiej analizie zauważa, że zagrożone mogą być inne dzieci w okolicy. Thomas zaczyna gonitwę, lecz czas nieubłaganie się kończy...

Nie miałem nigdy wcześniej styczności z postacią Odda Thomasa, mimo iż Koontz napisał już o nim nie jedną książkę. Przygoda wciągnęła mnie bezgranicznie i łyknąłem całość w jedno popołudnie. Scenariusz jest dobry, do tego akcja jest wartka i wszystkiemu przyświecają humorystyczne teksty naszej głównej postaci. 

Rysunki są w klimacie japońskiej mangi. Zajęła się nimi Queenie Chan, która fanom tego gatunku jest znana z takich prac jak seria The Dreaming. Ma interesującą kreską, a do tego wszystkie obrazy są czarno-białe co jest punktem przewodnim w japońskich komiksach.

Odd Thomas: Diabelski pakt to komiks, który zapewni Wam sporo rozrywki, intrygującą fabułę, świetne ilustracje i odrobinę humoru. Jak chcecie mieć umilony wieczór to dajcie porwać się postaci kucharza i rozkoszujcie się świetną historią.

OCENA
8/10

Za komiks dziękuje wydawnictwu:



wtorek, 15 października 2013

Carrie (2002)


CARRIE (2002)
reż. David Carson; scen. Bryan Fuller
kraj produkcji: USA

W 2002 roku Carrie doczekała się remake'u przeznaczonego do telewizji. Reżyserią zajął się mało znany David Carson i na pewno ten film również nie przyniósł mu sławy, gdyż film jest najzwyczajniej w świecie słaby.

Młoda Carrie White, jest wyśmiewana i poniżana przez rówieśników ze szkoły. Pewnego dnia po lekcji wychowania fizycznego bierzę prysznic i zauważa krew na rękach, jest bardzo przerażona, bo nie wie, że zwyczajnie dostała okresu. Koleżanki widząc jej stan postanawiają wykorzystać okazję i ponabijać się z niej. Na szczęście dla niej, przychodzi z pomocą jej nauczycielka i łagodzi całą sytuację. Gdy dyrektos słyszy tę historyjkę, nie może uwierzyć, że już dorosła kobieta nie miała pojęcia o czymś takim jak okres i zwolnił ją do domu. W szkole już wszyscy wiedzą o incydencie spod pysznica i agresja w stosunku do dziewczyny znacznie wzrosła. Następnego dnia osoby biorące udział w żartach, w kierunku koleżanki dostają karę. Carrie natomiast zaczyna szukać informacji o swojej przypadłości, gdyż zauważyła niezwykłe zdolności. Kolejnego dnia zaczepia ją w bibliotece Tommy Ross, który za namową Sue ma zabrać Carrie na bal studniówkowy, dziewczyna początkowo odmawia, ale pod naciskiem chłopaka przystaje na propozycję. Bal tuż, tuż, bohaterka intensywnie się na niego szykuję, mimo uporu swojej matki, ta nie zamierza rezygnować i sprzeciwia się jej. Szczęśliwa kobieta nieświadoma niczego, jedzie na najgorszą imprezę swojego życia... 

Film się ciągnie około dwóch godzin i to jedna z największych wad, bo większość scen jest nudnych i zbytecznych. Co prawda mamy więcej książkowych wątków, lecz reżyser nie przedstawił tego w interesujący dla widza sposób. Efekty specjalne pokazują ogromną ingerencje komputerów i mogę przymknąć na to oko, tylko po co używać ich aż tyle jak widać sztuczność na ekranie. Nie udało się też zachować odpowiedniego klimatu w scenie ze spadającym wiadrem, która w pierwowzorze miażdżyła. 

Ten remake Carrie potraktujcie bardziej jako ciekawostkę niż wartościowy film. Jak dla mnie jest on sprawą zbyteczną, ale najtwardsi fani Kinga i tak go łykną, lecz nie będą usatysfakcjonowani w stu procentach.

SCREENY




TRAILER


OCENA
3/10