Jestem
pewna, że znacie, albo chociaż kojarzycie, „Ptaki” Alfreda Hitchocka. Zawsze zachwycają
mnie w nich niezwykłe, jak na lata 60. XX wieku, efekty specjalne, świetny
montaż i nieodłączna u mistrza dreszczowców idealnie dobrana muzyka potęgująca
napięcie. Co łączy ten klasyk gatunku z dziełem Jamesa Nguena? Atakujące ludzi
ptaki. Czy w takim razie można spodziewać się nieudanego naśladowania filmu Hitchocka?
Nie. Można, a nawet trzeba spodziewać się czegoś o wiele gorszego.
„Birdemic”
to, jak określił sam reżyser filmu, romantyczny thriller. Film ma dwie części.
Pierwsza z nich to ta uczuciowa. Poznajemy w niej Roda (granego przez Alana
Bagha), który po kilku minutach jazdy samochodem (widzowie mają okazję obejrzeć
trochę amerykańskiego pobocza) dociera do restauracji. Coś, co od razu powala
wszystkich na kolana to tragiczny montaż dźwięku. Przyznam się szczerze, że
myślałam, że jest coś nie tak z moimi głośnikami. Na szczęście okazało się, że
to z filmem jest nie tak. Wszystko do siebie nie pasuj e- kroki nie są
zsynchronizowane z ich odgłosem, a aktorzy otwierają usta po pierwszym słowie.
Czy trzeba lepszej zachęty? Nie sądzę.
W
restauracji Rod spotyka modelkę Nathalie. Wymieniają parę niezręcznych kwestii
i wymieniają się wizytówkami, przy okazji pokazując jak nie powinno wyglądać
aktorstwo. Rod
zmęczony szaleńczą jazdą i rozmową z
Nathalie wraca do domu i ogląda wiadomości. Niezbyt przejęta prezenterka
opowiada o dwóch najważniejszych problemach: topniejących lodowcach i
umierających niedźwiedziach polarnych. To nie wyprowadza z równowagi również
mężczyzny dlatego zachowuje zimną krew w pracy i załatwia firmie kontrakt wart
milion dolarów. Sprawy zawodowe mają się również świetnie u Nathalie. Po sesji
zdjęciowej w studiu „My studio. One hour photo” okazuje się, że dostała angaż w
Victoria Secret. Także dobre wiadomości
sypią się na bohaterów, jak na nas w tym roku śnieg w kwietniu, a Rod
postanawia zainstalować panele słoneczne. Bezcelowa informacja? Nie w obliczu takich
klęsk jak topniejące lodowce!
Swoje
sukcesy para postanawiają uczcić wspólnym obiadem. Widać, że są dla siebie stworzeni.Tak
samo nie potrafią grać, źle akcentują wypowiedzi i miewają nieskoordynowane
ruchy. Jednak takie wady to nic przy tym, co właśnie nadciąga. A nadciąga
najbardziej nieudany efekt specjalny w postaci trzech ptaków, które machają
skrzydłami, wydają dziwne odgłosy i w ogóle nie są podobne do ptaków. Jednak
taka anomalia nie bardzo wpływa na zachowanie bohaterów. Nathalie odwiedza
matkę, która również nie wie co to aktorstwo (może to rodzinne) a Rod uczestniczy
w wesołym zebraniu i zastanawia się nad stworzeniem firmy przyjaznej
środowisku.
W ogóle odniesienia do ekologii są tutaj dość częste. To chyba rodzaj przesłania filmu- segreguj śmieci, bo będziesz skazany na zły montaż. Ehh uwielbiam takie „smaczki” w filmach, te subtelne sugestie jak np. „Uwielbiam mojego mustanga, który jest hybrydą” czy „Muszę sobie sprawić ekologiczny samochód”. Jak widać James Nguen to demon takich aluzji.
Kiedy nasi aktorzy odklepali już nudne randki, od niewinnych flirtów przeszli do bycia kochankami i przedstawili swoje bogate wnętrza (Bella Swan jest bogatsza wewnętrznie od nich wszystkich razem wziętych), czas na część pod tytułem „dreszczowiec”. Wybuchy, dym, dziwne odgłosy i latające gify ptaków. Jak się ustrzec przed takimi bestiami? Odpowiedzią są… wieszaki. Tak, dobrze przeczytaliście. Nie broń, naboje, czy prymitywny ogień. Rod i Nathalie, wraz z dwójką innych bohaterów, uciekają z budynku otoczonego krwiożerczymi orłami uderzając w nie wieszakami. Szczęśliwie docierają do auta i ruszają przed siebie. Podczas tej niebezpiecznej podróży sprawdzają, czy martwi ludzie żyją (okazuje się, że nie) i zabierają dwoje najbardziej denerwujących dzieci na świecie. Przy okazji okazuje się, że strzelanie do ptaków nie jest takie złe, szczególnie, gdy z lufy pistoletu wydobywa się ogień zrobiony w Paincie. Ten kto to zrobił, powinien zgłosić się do Jamesa Camerona. Reżyser „Avatara” z pewnością wykorzysta drzemiący w tej osobie potencjał.
W ogóle odniesienia do ekologii są tutaj dość częste. To chyba rodzaj przesłania filmu- segreguj śmieci, bo będziesz skazany na zły montaż. Ehh uwielbiam takie „smaczki” w filmach, te subtelne sugestie jak np. „Uwielbiam mojego mustanga, który jest hybrydą” czy „Muszę sobie sprawić ekologiczny samochód”. Jak widać James Nguen to demon takich aluzji.
Kiedy nasi aktorzy odklepali już nudne randki, od niewinnych flirtów przeszli do bycia kochankami i przedstawili swoje bogate wnętrza (Bella Swan jest bogatsza wewnętrznie od nich wszystkich razem wziętych), czas na część pod tytułem „dreszczowiec”. Wybuchy, dym, dziwne odgłosy i latające gify ptaków. Jak się ustrzec przed takimi bestiami? Odpowiedzią są… wieszaki. Tak, dobrze przeczytaliście. Nie broń, naboje, czy prymitywny ogień. Rod i Nathalie, wraz z dwójką innych bohaterów, uciekają z budynku otoczonego krwiożerczymi orłami uderzając w nie wieszakami. Szczęśliwie docierają do auta i ruszają przed siebie. Podczas tej niebezpiecznej podróży sprawdzają, czy martwi ludzie żyją (okazuje się, że nie) i zabierają dwoje najbardziej denerwujących dzieci na świecie. Przy okazji okazuje się, że strzelanie do ptaków nie jest takie złe, szczególnie, gdy z lufy pistoletu wydobywa się ogień zrobiony w Paincie. Ten kto to zrobił, powinien zgłosić się do Jamesa Camerona. Reżyser „Avatara” z pewnością wykorzysta drzemiący w tej osobie potencjał.
Bohaterowie
spotykają również ornitologa, który tłumaczy im dlaczego są świadkami tej
ptasiej apokalipsy. Okazuje się, że to wina globalnego ocieplenia. Spalanie
węgla doprowadziło do oglądania straszliwej śmierci współtowarzyszy podróży.
Nathalie i Rod z pewnością mieli przed oczami te chwile, gdy myli zęby i nie
zakręcali kranu. Po wielu mrożących krew w żyłach sytuacjach ze zmutowanymi
zwierzętami, oni i dwoje dzieci trafiają do lasu. Od najdziwniejszego człowieka
na świecie dowiadują się, że las jest bezpieczny. Logiczne jest więc, że
opuszczają puszczę i udają się nad morze, aby stanąć nad jego brzegiem i
zakończyć film. Tak. To
jest zakończenie. Nie rozwiązuje nawet jednego wątku, niczego nie wyjaśnia. Jest wprowadzone totalnie bezsensu. Ptaki gdzieś
tam dalej latają, ktoś być może odstrasza je wieszakami a globalne ocieplenie
dalej powoduje nieodwracalne zniszczenia.
„Birdemic”
to jeden z tych filmów, które żenują do tego stopnia, że trzeba je obejrzeć. W
tej produkcji nie zgadza się zupełnie nic. Beznadziejne dialogi, tragiczna gra aktorów, nachalne eksponowanie
ekologicznego przekazu czy efekty specjalne do których ciężko mi dobrać
jakikolwiek przymiotnik. Ale to właśnie dzięki temu film wywołuje salwy śmiechu
i wprawia w takie osłupienie, że aż nie chce się wierzyć, że ludzie którzy
produkowali ten film patrząc na niego myśleli „Dobra robota! To się powinno
ludziom spodobać”. „Birdemic” jest dla ludzi, którzy są na tyle dziwni, że
lubią oglądać filmy z serii „tak złe, że aż dobre”. A wszystkim polecam
obejrzenie sceny z wieszakami. Jeśli wam się nie spodoba to nie posegreguję
dziś śmieci, a chyba nie chcecie zostać zabici przez ptaki.
Według mnie powinnaś jeszcze zwrócić uwagę na kiepskie ustawienie kamery w niektórych momentach. W tym trailerze zauważyłem że ten film bardziej przypomina szkolny apel. Tak czy siak dobra recenzja. :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń