PŁOŃ, WIEDŹMO, PŁOŃ! / BURN, WITCH, BURN! (1932)
autor: Abraham Merritt
Wydawnictwo Dobre Historie ponownie zaskoczyło fanów grozy. Najpierw w 2012 roku zaczęli wypluwać genialne czasopismo Coś na progu. Potem zaczęli atakować niezłymi powieściami z naciskiem na Cienie spoza czasu, a teraz rozpoczęli nową serię gdzie prezentują mniej znane w naszym kraju powieści grozy. Na pierwszy strzał poszło Płoń, wiedźmo, płoń, wydana oryginalnie w 1932 roku, za którą odpowiedzialny jest Abraham Merritt. Już sama okładka wygląda klimatycznie i jednocześnie kiczowato, czyli to co lubię najbardziej.
Cała akcja toczy się w Ameryce. Pewnego dnia podczas zwykłego dnia w szpitalu, nasz bohater dr Lowell, który jest neurologiem dostaje na stół pacjenta w dziwnym stanie. Jest to Peters - przyjaciel jednego z większych gangsterów Ricoriego. Mężczyzna ma zachowane wszystkie funkcje życiowe, lecz się nie porusza i ma przestraszony wyraz twarzy. Lekarz nie może znaleźć przyczyny tego stanu. Po jakimś czasie Peters umiera. Ricori próbuje odnaleźć przyczynę śmierci swojego znajomego i trafia do sklepu z lalkami prowadzonego przez niejaką Madame Mandilip. Okazuje się, że kobieta produkuje mordercze lalki...
Co jak co, ale ogromnym plusem powieści jest to, że łatwo wchodzi. Jest napisana przyjemnym językiem i nie wymaga większej koncentracji. Oczywiście grozy takiej jaką fani dobrego horroru by chcieli tu nie będzie, ale jest genialny klimat znany z kina klasy B, który ciężko w dzisiejszych czasach znaleźć. Sama historia jest ciekawa, a akcja również rozwija się sensownie i powieś najnormalniej w świecie wciąga. Z racji swojej grubości (lekko ponad 100 stron) bez problemu można ją zaliczyć w jeden wieczór.
Dobre Historie interesująco zaprezentowali nam tą powieść, gdyż dodali jeszcze notkę biograficzną i różne informacje o autorze. Do tego format powieści jest taki sam jak Coś na progu, przez co wszędzie się zmieści i świetnie się prezentuje na półce. Jak za taką cenę warto mieć to cacko w swojej kolekcji.
OCENA
7/10
Za książkę dziękuje wydawnictwu:
widzę, że trafiłam w dobre miejsce :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do wyzwania KLASYKA HORRORU
http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2013/12/klasyka-horroru-moje-wyzwanie-autorskie.html
"Już sama okładka wygląda klimatycznie i jednocześnie kiczowato, czyli to co lubię najbardziej." hehe mam dokładnie tak samo:) jakis czas temu nabyłam kilka starych horrorów z serii Phantom Press, są na podobnym poziomie, jeśli można to tak nazwać:) Trzeba jednak sobie je dawkować, żeby totalnie się nie odmóżdżyć;)
OdpowiedzUsuńPhantomy są genialne! Jeśli chodzi o klasę B to są mistrzowskie. Sam posiadam sporawą kolekcję ich :)
Usuń