Blogger Tips and TricksLatest Tips For BloggersBlogger Tricks

wtorek, 30 lipca 2013

Carcass - Reek Of Putrefaction (1988)


CARCASS - REEK OF PUTREFACTION (1998)

1. Genital Grinder
2. Regurgitation of Giblets
3. Maggot Colony
4. Pyosisified (Rotten to the Gore)
5. Carbonized Eye Sockets
6. Frenzied Detruncation
7. Vomited Anal Tract
8. Festerday
9. Fermenting Innards
10. Excreted Alive
11. Suppuration
12. Foeticide
13. Microwaved Uterogestation
14. Feast on Dismembered Carnage
15. Splattered Cavities
16. Psychopathologist
17. Burnt to a Crisp
18. Pungent Excruciation
19. Manifestation of Verrucose Urethra
20. Oxidised Razor Masticator
21. Mucopurulence Excretor
22. Malignant Defecation

Debiut brytyjskiego zespołu Carcass przypadł na rok 1988. Są uważani za jednych z pionerów goregrincoru, czyli brutalnej muzyki z tekstami o tematyce gore. Wystarczy spojrzeć na okładkę, gdzie możemy zobaczyć kolaż zdjęć z autopsji. Jakby nie patrzeć już to wywołuje uśmiech na twarzy fanów gore.

Muzycznie jest tu szybka łupanina, dobarwiona blastami, głębokim growlem i ultraszybkimi riffami. Utwory, jak to w grindcorze, nie przekraczają czasu trzech minut. Po pierwszym instrumentalnym utworze przychodzi czas na Regurgitation of Giblets. Już tu widzimy ostre teksty jak "Septic vomit of chyme/...Putrid offal...".  Przy Maggot Colony jest jeszcze mocniej "Purulent torso is a perfect maggots meal/Spilt cerebrospinal fluid is sucked up with zeal". Już chyba wiecie, o co chodzi w tym wszystkim. Im dalej tym coraz więcej flaków, krwi i wszelakich ohydztw. Przytoczę tu jeszcze fragment Psychopatologist, jednego z najmocniejszych tekstów na płycie "I like to slide my hand inside your stomach/And rip out the putrid remains/Drink the pus and munch on the internal organs/Until all the casket is drained". Jak dla mnie mistrzostwo świata jeśli chodzi o gore.

Co do mojej oceny, to płyta nie zachwyca mnie muzycznie. Wolę to co Carcass pokazał od trzeciej płyty. Bardziej techniczne granie, z większą precyzją, chociaż tekstowo już nie tak bezpośrednio jak tutaj. Nie jestem zwolennikiem grindcoru, jednak warto zaznajomić się z nią, gdyż jest to pozycja kultowa w tym gatunku, tak jak i album Scum zespołu Napalm Death. Jednak jeżeli chcecie przeczytać mocne teksty gore, to ta pozycja jest w stu procentach godna polecenia. Jestem pewny, że mimo muzyka Wam może nie podjeść, to teksty zadowolą najbardziej wysmakowanych fanów tego podgatunku horroru.

OCENA
5/10

poniedziałek, 29 lipca 2013

Pułapka (2009)


THE BOX / PUŁAPKA (2009)
reż. Richard Kelly; scen. Richard Kelly
kraj produkcji: USA

Cameron Diaz - aktorka, którą zna każdy, która zagrała w nie jednym genialnym filmie spróbowała tym razem swoich sił w thrillerze science fiction. Powiem szczerze, że nie byłem jakoś przekonany do tego filmu zanim go nie odpaliłem bo ona widzi mi się bardziej w komediach czy filmach obyczajowych, ale na szczęście, nie zawiodłem się.

Norma i Arthur to małżeństwo. Mają wspólnego syna Waltera. Ona pracuje jako nauczyciela, on jako naukowiec w NASA. Niestety ledwo wiążą koniec z końcem, najnormalniej w świecie brakuje im pieniędzy. Pewnego poranka słyszą dzwonek do drzwi i pod domem widzą paczkę, w której znajduje się urządzenie z przyciskiem do wciśnięcia. Dodatkowo jest kartka, z informacją, że odwiedzi ich o 17 niejaki Pan Stewart. O wyznaczonej godzinie zjawia się jegomość. Jest osobą, która ma w połowie poparzoną twarz, lecz Norma wpuszcza go do środka. Ten mówi jej, że jeżeli wciśnie przycisk w pudełku zginie jedna, nieznana jej osoba, a ona otrzyma milion dolarów w gotówce. Ma na podjęcie decyzji dwadzieścia cztery godziny. Kobieta prowadzi w tym okresie czasu wiele rozmów ze swoim małżonkiem i ostatecznie wciska przycisk. Nie wie jeszcze do jak poważnych konsekwencji to prowadzi...

Fabuła w filmie jest strasznie zawiła i skomplikowana. Pojawia się tam tak wiele wątków i smaczków, że za pierwszym seansem ciężko jest to wszystko pojąć, lecz wszystko jest tak spójnie ze sobą połączone, że tworzy to niesamowitą całość. Do tego dołóżcie sobie momenty trzymania w napięciu, świetne scenerie i sceny ryjące głowę, których tu kilka jest. Plusem dla mnie jest wplecenie wątków science fiction, ponieważ jestem fanem tego gatunku. Niby nie ma powiedziane wprost, że mamy tu do czynienia z istotami pozaziemskimi, lecz można to wyczuć. 

Co do aktorstwa - Cameron Diaz nie pokazała tutaj swojego pełnego kunsztu. Nie powiem, przyjemnie się na nią patrzy i widać, że strasznie się starała wypaść dobrze, lecz w ostatecznym rozrachunku nie powaliła mnie na kolana. Było tylko dobrze. Jeszcze jednym mankamentem filmu jak dla mnie jest wlekąca się akcja na początku. Film trwa prawie dwie godziny, lecz pierwsza godzina nie wnosi nic ciekawego poza zawiązaniem akcji.

Mimo tych wszystkich minusów warto obejrzeć film. Pokazuje świeże spojrzenie na thriller, a dodanie elementów s-f zdecydowanie umacnia tę pozycję w moim odczuciu. Krótko mówiąc - niezły film z niesamowitą fabułą.

SCREENY




TRAILER


OCENA
6/10

Za film dziękujemy:

piątek, 26 lipca 2013

Jaume Balagueró


JAUME BALAGUERÓ

Urodzony 2 Listopada 1968r. w Lliedzie - hiszpański reżyser i scenarzysta filmowy. Dorastał w Barcelonie, gdzie następnie studiował komunikację i fotografię na Uniwersytecie Barcelońskim. W roku 1991 ukończył studia. Rok później pracował jako dziennikarz filmowy, prowadził także program "La espuma de los días" w Radio Hospitalet.

Po swoich początkach w 1994 roku na taśmie 35 mm nakręcił swój trzeci film krótkometrażowy – "Alícia", który przyniósł mu nagrodę podczas Festiwalu Filmowego w Sitges. Z pozytywnym przyjęciem spotkał się również czwarty krótkometrażowy projekt reżysera – "Days Without Light" (1995).

Prawdziwa kariera Balagueró miała się rozpocząć u schyłku tysiąclecia, gdy w roku 1999 powstał horror "Bezimienni", oparty na powieści The Nameless Ramseya Campbella z 1981 r. Film został zaprezentowany na licznych Festiwalach Filmowych i przyniósł twórcy pokaźną sumę nagród, między innymi laur dla najlepszego filmu podczas Fantasia Festival. Idąc za ciosem, w trzy lata później Balagueró wydał swój kolejny horror – hiszpańsko-amerykańską koprodukcję "Ciemność", z Anną Paquin w roli głównej. W roku 2005 wyreżyserował Delikatną, mroczną historię o duchach, w której wystąpiła znana z serialu Ally McBeal aktorka Calista Flockhart. Wyreżyserował i napisał scenariusz także do filmu zatytułowanego "Apartament" (2006), powstałego w telewizyjnym cyklu "Películas para no dormir".

Prawdziwą sławę przyniósł mu horror "[REC]", nad którym zaczął pracować na początku roku 2007, a który na ekranach hiszpańskich kin zadebiutował już 23 listopada. "[REC]" przyniósł filmowcowi już trzecią nagrodę na Festiwalu Filmowym w Sitges oraz wiele innych nagród. Spotkał się także z pozytywnym przyjęciem krytyki i sukcesem kasowym. Balagueró kieruje nadchodzącym "[REC] 4: Apocalypse" i napisał scenariusz do "[REC] 3: Genesis". 

FILMOGRAFIA:

Alicia (1994)
Días sin luz (1995)
Bezimienni (Sin nombre, Los) (1999)
Ciemność (Darkness) (2002)
OT: la película (2002)
Delikatna (Fragiles) (2005)
Apartament (Películas para no dormir [TV]) (2006)
[REC] (2007)
[REC] 2 (2009)
Słodkich snów (Mientras duermes) (2011)
[REC] 4: Apocalypse (2014)


czwartek, 25 lipca 2013

Internat (2011)


MOTH DIARIES, THE / INTERNAT (2011)
reż. Mary Harron; scen Mary Harron
kraj produkcji: Irlandia, Kanada

Wydaje mi się, że stosunkowo rzadko w takim gatunku jakim jest horror, dreszczowiec, na krześle reżysera zasiada kobieta. A Mary Harron, ma już na swoim koncie jeden film, który może znać sporo osób, a mowa tu o "American Psycho". Dobry Thriller, wysoko oceniany wśród miłośników kina, ale czy "Internat" również trafi w gusta widzów...

Rebecca wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką, wracają do szkoły po wakacyjnej przerwie. Dziewczyny są bardzo zżyte, Rebacca przeżywa traumę po samobójstwie ojca, ale dzięki wsparciu przyjaciółki dobrze sobie z tym radzi. Dyrektorka przedstawia dziewczynom nową uczennice Ernesse. Licia i Ernessa dość szybko nawiązują dobry kontakt, czytają wspólnie wiersze, wręcz Lucia zaczęła się fascynować poezją romantyczną, której nie znosiła, póki nie poznała nowej koleżanki. Rebecca staję się zazdrosna o Lucie. Dostaje powieść od swojego nauczyciela literatury, pana Daviesa i zauważa podobieństwo pomiędzy nagłą znajomością swojej przyjaciółki z nową uczennicą, a postaciami z książki. Becca zdaje sobie sprawę, że zaczęła tracić przyjaciółkę. Lucia przestaję dbać o siebie, nie ma apetytu, a na dodatek zapomina o ważnym dniu dla Rebeccy, dniu śmierci jej ojca, który zawszę spędzały razem. Postanawia obserwować nowo przybyłą uczennicę i dokonuje dziwnych, przerażających odkryć. Najpierw widziała, jak jej pokój wypełniała chmara ciem, a następnej nocy wraz z koleżanką widziały, jak ona zwyczajnie w świecie spacerowała sobie po gzymsie szkoły, a następnie przeniknęła przez okno niczym zjawa. Tuż po tym zdarzeniu mieszkanki i pracownicy internatu zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. Czy podejrzenia Rebeccy co do Ernessy okażą się trafne? Czy to ona jest sprawczynią tych niewyjaśnionych zgonów?

Z przykrością muszę stwierdzić, że "Internat" nie powala na nogi. "American Psycho", jest filmem, w którym coś się dzieje, trzyma poziom, ale Mary Harron tym razem się nie popisała. Staram się wykrzesać kilka dobrych słów o tym filmie, ale jest ciężko. Fabuła niczym nie zachwyca, za specjalnie nie wciąga. Dobór aktorów jest dość trafny, Rebecca (Sarah Bolder) i Ernessa (Lily Cole) dawały radę, ale nie ma szczególnej rewelki. Największym plusem i rzeczą która ocaliła film przed totalnym hejtowaniem,  jest scena bodajże w bibliotece, jak Ernessa podcina sobie żyły i tryska strumień krwi, po czym spada krwawa ulewa. Przesadzona scena, wzięta znikąd, ale jako że lubię krwawe momenty, to w jakiś sposób czuję się spełniony. Nie wiem czemu, ale ta scena trochę skojarzyła mi się z adaptacją powieści Stephena Kinga "Carrie", kiedy to została oblana wiadrem krwi. 

Ogólnie rzecz biorąc film jest nijaki, nie wzbudza zbytnio pozytywnych emocji. Może fani takiej produkcji jak "Zmierzch" coś znajdą w nim dla siebie, bo to chyba do nich był on kierowany, ale ja osobiście nie przepadam za tego typu historiami. Powiem tak, produkcja dla odważnych, ludzi, którzy nie boją się nudy i rozczarowania.


SCREENY




TRAILER


OCENA
3/10

Za film dziękujemy:

środa, 24 lipca 2013

Dom na końcu ulicy (2012)


HOUSE AT THE END OF THE STREET / DOM NA KOŃCU ULICY (2012)
reż. Mark Tonderai, scen. David Loucka
kraj produkcji: Kanada, USA

"Dom na końcu ulicy" od początku był dość mocno nagłośnioną produkcją. Na pewno przyczyniła się do tego odtwórczyni głównej roli, Elissy - Jennifer Lawrence,którą możecie kojarzyć z takich produkcji, jak: "Igrzyska śmierci", "X-men", no i oczywiście oscarowy: "Poradnik pozytywnego myślenia". Ale także zapowiedzi tego filmu, były bardzo przyciągające.

Elissa wraz ze swoją matką, wprowadzają się do nowego domu, w małym miasteczku. W sąsiadującym domu, cztery lata wcześniej mieszkała rodzina, w której córka zamordowała swoich rodziców, a ona sama, zaginęła bez śladu. Pewnego wieczora Sarah zobaczyła palące się światło w domu, który według wcześniej otrzymanych informacji był opuszczony. Na spotkaniu z sąsiadami zapytała się, czy ktoś w tym domu mieszka, bo widziała zapalone światło i jeden z znajomych powiedział, że mieszka w nim syn zamordowanej rodziny, Ryan, ale nie chłopak nie jest groźny. Gdy Elissa wraca z nieudanej imprezy, po drodze spotyka Ryana, który proponuje jej podwózkę do domu. Mimo pochlebnych opinii od miejscowego funkcjonariusza policji, okazuje się, że chłopak ukrywa rodzinną tajemnicę w swojej piwnicy...

Dużo słyszałem o tym filmie, chciałem się przekonać, czy to są potwierdzone informację, czy kolejne pogłoski bez pokrycia.Obejrzałem i się przekonałem, że film jest tak dobry, jak o nim mówiono. "Przerażający, świetny i zaskakujący" - tak głoszą słowa na okładce. Przerażający... Mnie osobiście za specjalnie nie przeraził, lecz były momenty, w których dało wyczuć się grozę. Świetny.. Jak najbardziej, dobra gra aktorska, świetne scenerie, a do tego trzymał niesamowicie w napięciu. Zaskakujący... Od momentu poznania Ryana, na każdym kroku czymś nas zaskakiwał. Zaginiona siostra mieszkająca w lesie, a tu nagły zwrot akcji. Już nie wspomnę o kolejnych minutach, które jeszcze bardziej wciągały i podczas seansu próbowałem wyprzedzić fakty, i odgadnąć zakończenie, aczkolwiek za każdym razem pojawiał się nowy fakt, a moje "prywatne śledztwo" cały czas wracało do punktu wyjścia.

Nagrodzona Oscarem młoda Jennifer zagrała świetnie, jej rola pozwalała jeszcze bardziej się wczuć w klimat filmu. Ryan (Max Thierot), niepozorny chłopaczek, a tyle namieszał. Ta dwójka, mimo swojego młodego wieku idealnie wpasowała się w swoje role. Mark Tonderai, po tej produkcji na pewno jeszcze zaskoczy nas czymś konkretnym. Jest stosunkowo świeżym, dobrze zapowiadającym się reżyserem.

"Dom na końcu ulicy" to thriller warty obejrzenia. Wszystko za sprawą niesamowitej atmosfery, niespodziewanych zwrotów akcji i scen trzymających w olbrzymim napięciu. Z czystym sercem mogę polecić fanom takich dzieł jak "Ostatni dom po lewej", czy "Krzyk".


SCREENY




TRAILER


OCENA
8,5/10

Za film dziękujemy:

wtorek, 23 lipca 2013

Gęsia skórka (1995-1998)


GOOSEBUMPS / GĘSIA SKÓRKA (1995-1998)
kraj produkcji: Kanada

Jeśli jesteście ludźmi urodzonymi w latach 90. XX wieku, to wiecie co liczy się najbardziej, gdy ma się 8-10 lat. Maczugi, „Kaczor Donald” i Fox Kids (później Jetix). Kto miał hojnych rodziców, którzy szarpnęli się na telewizję satelitarną, był prawdziwym szczęściarzem. Co się tam wyprawiało! „Ach, ten Andy!”, „Motomyszy z Marsa”, „Świat według Ludwiczka” czy „Power Rangers”. Ale nie będę pisać o tych produkcjach. Mam na myśli tę jedną, którą oglądaliście ze znajomymi przy zasłoniętych żaluzjach i wyłączonym świetle. Tę, przez którą nie raz chowaliście się pod kocem, a osiemnasta była dla was godziną strachu. Czas na horror dzieciństwa - „Gęsią skórkę”.

Serial opiera się na książkach Roberta Lawrence Stine’a, czyli człowieka znanego jako „Stephen King literatury dziecięcej”. Bohaterami poszczególnych odcinków są dzieci w wieku szkolnym, których spokojne życie zostaje zakłócone przez paranormalne zjawiska i upiory.

Osobiście pamiętam, jak biegłam do kolegi, którego dziadkowie mieli „Paszport Polsatu” i razem z przyjaciółmi  podwórka oglądaliśmy „Gęsią skórkę”. Ten serial wzbudzał we wszystkich dzieciakach jakiś niepokój. Mieliśmy wrażenie, że obcujemy z czymś „strasznym” i „dla dorosłych”. Rozmawiając po latach z tymi osobami, jednogłośnie stwierdziliśmy, że najbardziej uderzającym odcinkiem, był ten z żywą lalką. Szczęśliwie znalazłam go na YouTube i mogłam go obejrzeć po 10 latach.

„Noc żywej lalki” opowiada historię typowej pięcioosobowej rodziny. Amy jest główną bohaterką odcinka. Jej pasją jest brzuchomówstwo. Dostaje od rodziców nową lalkę o wdzięczym imieniu Slappy (pomijając co oznacza to słowo w amerykańskim slangu, czyż nie brzmi prawie jak „Chucky”?) z dołączoną karteczką ze słowami w pradawnym języku. Okazuje się, że figurka jest nawiedzona- mówi bardzo smutne rzeczy o domownikach, niszczy obrazy starszej siostry i gitarę ojca oraz łapie gości za rękę. Oczywiście nikt nie chce uwierzyć, że w lalce siedzi demon, a wszystko co zrobi Slappy od razu przypisywane jest Amy. Jest środkowym dzieckiem, więc z góry ma przechlapane. Przez lalkę dodatkowo odwraca się od niej rodzina i przyjaciele. Dziewczyna naprawdę nie wie co ma robić, a sprawy zaczynają nabierać tępa i przy okazji straszą małych widzów.


Z perspektywy czasu nie wiem czemu się tego bałam. Widać, że całość jest bardziej udawana niż grana. Efekty specjalne są na bardzo niskim poziomie, nie powala również dźwięk. Z drugiej strony wiadomo, dzieci są wrażliwsze niż osoby, które przeżyły gimnazjum. Dodatkowo dochodził cały „nastrój”. Dużym plusem jest też czerpanie z klasyki horroru. Mocna inspiracja „Laleczką Chucky” była naprawdę dobrym zabiegiem i dość mocno działała na bujną wyobraźnię dzieci.

„Gęsia skórka” już nigdy nie będzie dla pokolenia lat 90. przerażającym serialem. Warto jednak obejrzeć kilka odcinków- nie zniszczą wam dzieciństwa przez to, że nie są już straszne, a jedynie przywołają nostalgię beztroskich lat. Teraz to już tylko wspomnienie, jednak na tyle dobre, że spokojnie można je ustawić na tej samej półce co Pegasusa, „Idź na całość” i „Smerfne hity”.


SCREENY




TRAILER


OCENA
6/10

poniedziałek, 22 lipca 2013

Coś (2011)


THE THING / COŚ (2011)
reż. Matthijs van Heijningen Jr. scen. Eric Heisserer
kraj produkcji: Kanada, USA

Legendarny horror Johna Carpentera z 1982 roku zna każdy fan tego gatunku. Coś przeszło do kanonu filmów grozy ze względu na fenomenalne efekty specjalne, mnogość scen gore i świetną fabułę. W panującej modzie na remakei byłem pewny, że Coś z 2011 roku będzie wznowieniem dzieła Carpentera. Zaskoczyłem się pozytywnie, ponieważ nie jest to remake, a prequel zdarzeń przedstawionych w filmie z 1982 roku.

Grupa Norwegów wyrusza zbadać tajny sygnał pod lodem. Po dotarciu na miejsce znajdują pod lodem obcą formę życia. Teraz werbują kilku amerykanów do swojej grupy, w tym młodego paleontologa Kate Lloyd, która ma pomóc w zbadaniu tytułowego cosia. Gdy są już na Antartydzie wycinają wielki kawał lodu z niezidentyfikowaną formą życia w środku. Wszystko wydaje się niby w porządku, naukowcy są podminowani odnalezieniem czegoś co może być przełomem w nauce, lecz ich odkrycie z powalającą siłą rozkrusza zamrożony lód i zaczyna się krwawa rzeź.

Dobrze, że reżyser nie zrobił remakeu, bo po co? Coś Carpentera był filmem przełomowym, niemalże idealnym i byłoby profanacją nagrywać go na nowo. Tu ekipa filmowa stanęła na wysokości zadania, bo wszyszła im naprawdę solidna produkcja. Pierwsze co rzuca się w oczy to śliczna, zimowa sceneria. Cały film od początku jest utrzymany w chłodnym klimacie, aż czuć mróz podczas seansu. Do tego efekty specjalne, mimo iż widać sporą ingerencję komputerów, to dają radę. Stwory wyglądają całkiem podobnie do tych z 1982 roku i można je zniszczyć tylko w taki sam sposób. Aktorsko wypada film również na wysokim poziomie, szczególnie za sprawą postaci Kate Lloyd, którą gra Mary Elizabeth Winstead. A do tego wielkie pochwały ode mnie za sceny gore. Krwi jest niemało, poziom strachu jest niezły bo oczywiście "cosie" pojawiają się z nienacka. 

Cholernie dobry film wyszedł spod ręki Matthijsa van Heijningena. Udało mu się utrzymać w ryzach najważniejsze elementy z kultowego horrorou Carpentera, dodając trochę od siebie. Mimo iż można to nazwać odgrzewanym kotletem, to według mnie film zdecydowanie daje radę.


SCREENY




TRAILER


OCENA
8/10

Za film dziękujemy:

niedziela, 21 lipca 2013

Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora (2011)


THE WALKING DEAD: RISE OF THE GOVERNOR / ŻYWE TRUPY: NARODZINY GUBERNATORA (2011)
autor: Robert Kirkman, Jay Bonansinga

The Walking Dead to na dziś dzień seria kultowa. Wszystko zaczęło się od komiksu, który zyskał fenomenalne przyjęcie, następnie był serial, co i w naszej rodzimej telewizji się znalazł. Potem przyszedł czas na książkę, o której będziecie mogli teraz co nie co się dowiedzieć. Warto zaznaczyć również, że fani gier również mają dwa tytuły sygnowane logiem serii.

Umarli wyszli na ulicę, to jest pewne. W pewnym domu Philip walczy z trupami, a Brian pilnuje jego małej córki Penny. Towarzyszą im jeszcze Bobby i Nick. Oni są głównymi bohaterami tej powieści. Po wygranej walce we własnym domu postanawiają ucieć dalej. Chcą dotrzeć do Atlanty, gdzie znajduje się obóz dla uchodźców, gdzie mają nadzieje na jakiekolwiek bezpieczne schronienie. Podczas podróży trafaiają na bogatą dzielnicę, gdzie zatrzymują się w jednym z domów. Jest to dla nich istny raj - dużo jedzenia, broń, ciepło, telewizja (chociaż i tak większość kanałów już nie nadaje). Mimo tej rajskiej atmosfery dalej są narażeni na hordy żywych trupów, które mieszczą się na zewnątrz. Postanawiają zabezpieczyć dom ogrodzeniem z desek. Wszystko idzie ku dobremu, lecz pewnego ranka Bobby zostaje ugryziony i musi zostać zastrzelony, bo przemienia się w zombie. Po tym incydencie cała gromda postanawia dotrzeć do Atlanty, lecz droga międzystanowa jest zawalona płonącą ciężarówką. Jednak Philip ma na to sposób...

Ta powieść jest po prostu fenomenalna! Tak świetnego klimatu dawno nie czułem. Opustoszałe ulice, brak samochodów, nieczynne sklepy, a nawet i brak telewizji i radia tworzy mistyczną atmosferę apokalipsy. Dodajcie sobie do tego pełny survival z jakim muszą się zmierzyć bohaterowie. Każda puszka z jedzeniem, każdy litr wody, każdy nabój jest na wagę złota. Jeszcze do tego wszyscy bohaterowie różnią się strasznie od siebie, mają różne zdolności a całościowo się genialnie uzupełniają. A do tego jeszcze rosnąca nadzieja, że tu już wszystko będzie dobrze, a nagle wszystko się wali...

Ciężko opisać słowami co czułem czytając tę powieść. Wszystko jest tu tak idealnie dopasowane, że człowiek wczuwa się maksymalnie w to co dzieje się na stronach książki. Nie ma tu ani jednego zbędnego zdania. Całość jest tak fenomenalnie zrobiona, że łyknąłem ją w dwa wieczory. Z każdym rozdziałem coraz bardziej byłem ciekaw co się wydarzy dalej, jakie losy spotkają bohaterów. Interesujące są również przemiany, które dotykają wszystkie postacie. Widać, że z biegem czasu, im zagłada trwa dłużej, tym bardziej zmieniają się ich charaktery, spojrzenia na różne sprawy.

Na pewno fani typowej grozy się tu nie zawiodą, bo mimo iż jest tu atmosfera apokalipsy i beznadziejności, to mamy tu jednak do czynienia z hordami zombie. Opisy mordów, które wykonują bohaterowie na bestiach są tak świetnie opisane, że czuć krew i wyciekające wnętrzności. 

Co tu dużo mówić - Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora, to pozycja obowiążkowa dla wszystkich fanów grozy. Zarówno tych początkujących, jak i weteranów. Lepiej być nie może.

OCENA
10/10

Za książkę dziękuje wydawnictwu:


piątek, 19 lipca 2013

Martwe zło (2013)


EVIL DEAD / MARTWE ZŁO (2013)
reż. Fede Alvarez; scen. Diablo Cody, Rodo Sayagues Mendez, Fede Alvarez
kraj produkcji: USA

I po kilkunastu latach doczekaliśmy się remake'a kultowego Martwego zła. Już po obejrzeniu trailera oczekiwałem tego filmu z wielką niecierpliwością, bo sceny zapowiadały się na prawdę elegancko, mimo braku Bruce'a Campbella. Na szczęście nie zawiodłem się i jest o wiele lepiej niż się spodziewałem.

David wraz ze swoją dziewczyną przyjeżdżają do jego siostry i przyjaciół w domu w lesie. Mia jest uzależniona od narkotyków i chce przejść odwyk na własną rękę. Dziewczyna rozmawia z bratem na osobności i prosi go, aby za wszelką cenę ją wspierał, po czym składa przysięgę i wysypuje prochy do studni. Mia jest na zejściu i świruje jarząbka, że czuje w domu zapach czegoś martwego. Przyjaciele uważają, że przez głód narkotykowy ma wyostrzone zmysły, ale pies zaczął węszyć coś pod dywanem. Znaleźli pod nim wejście do piwnicy, do którego prowadzi ślad krwi. Po wejściu znajdują pomieszczenie, gdzie powieszone są martwe koty, a także oznaki rytualnych obrzędów. Na stole leży tajemnicza księga zapakowana w folię i owinięta drutem kolczastym. Mia coraz bardziej staje się niespokojna. Towarzysze dalej są przekonani, że to wina odwyku. Eric, jako że fascynuje się nauką, nie wytrzymuje napięcia i rozpakowuje księgę. Kiedy zaczyna ją przeglądać znajduje wersy pisane w nieznanym języku. Po wyrecytowaniu ich, uwalnia jakąś tajemniczą, mroczną siłę, która okaże się później dla nich zgubieniem...

Film jest po prostu fenomenalny. Idealny mroczny klimat, mistrzowskie efekty specjalne, a do tego mnóstwo krwi i flaków, to jest to co fani grozy lubią najbardziej. Jeszcze warto dorzucić świetną charakteryzacje opętanych ludzi i genialne ujęcia kamer. Nie można pominąć świetnej gry aktorskiej, a w szczególności Jane Levy, która wcieliła się w Mie. Połączenie walki z demonem, opętania i mocnego gore, to wspaniałe połączenie. Sporo scen, gdzie widz może się nawet przestraszyć, a na pewno zaskoczyć. Mnie wciągnął od samego początki, od pierwszych minut. Biorąc, to wszystko do kupy, dostajemy zdecydowanie najlepszy remake i póki co horror roku 2013.  

SCREENY




TRAILER


OCENA
10/10

Za film dziękujemy:


Film możecie kupić tutaj: